Info
Ten blog rowerowy prowadzę ja, czyli kotu z Warszawy. Mam przejechane 7071.15 kilometrów, głównie po asfalcie, bo od paru lat tenże jakoś bardziej mi pasuje. Dorosłem do tego chyba bo wcześniej to było nic tylko las, las, las... Jeżdżę z prędkością średnią 21.50 km/h i wcale się nie chwalę, bo i nie ma czym :) .Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Styczeń4 - 0
- 2014, Wrzesień5 - 0
- 2014, Sierpień4 - 0
- 2014, Lipiec8 - 0
- 2014, Czerwiec5 - 0
- 2014, Kwiecień6 - 0
- 2014, Marzec9 - 0
- 2014, Luty3 - 0
- 2014, Styczeń3 - 0
- 2013, Sierpień3 - 0
- 2013, Lipiec12 - 0
- 2013, Czerwiec21 - 0
- 2013, Maj10 - 0
- 2013, Kwiecień12 - 3
- 2013, Marzec2 - 0
- 2012, Sierpień15 - 0
- 2012, Lipiec8 - 0
- 2012, Czerwiec10 - 2
- 2012, Maj7 - 1
- 2012, Kwiecień18 - 37
- 2012, Marzec11 - 14
- 2012, Luty2 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Wycieczka
Dystans całkowity: | 2088.57 km (w terenie 216.40 km; 10.36%) |
Czas w ruchu: | 97:15 |
Średnia prędkość: | 20.33 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.80 km/h |
Suma podjazdów: | 6586 m |
Liczba aktywności: | 45 |
Średnio na aktywność: | 46.41 km i 2h 25m |
Więcej statystyk |
- DST 30.30km
- Czas 01:10
- VAVG 25.97km/h
- VMAX 59.80km/h
- Podjazdy 250m
- Sprzęt Czarny Stefan
- Aktywność Jazda na rowerze
14.05.2012 - Krótki trening w Górach Słonnych
Poniedziałek, 14 maja 2012 · dodano: 26.05.2012 | Komentarze 0
Z racji ciągłych wyjazdów służbowych ten miesiąc rowerowo wygląda kiepsko... rower co prawda wożę ze sobą, ale z racji na charakter pracy (po zakończeniu jestem totalnie wypompowany i nie mam siły ani ochoty iść na rower) oraz niesprzyjającą pogodę na Podkarpaciu niewiele kilometrów udało mi się nawinąć.No ale wychodzę z założenia że lepszy rydz niż nic:)
trasa:
- DST 37.00km
- Teren 3.00km
- Czas 02:04
- VAVG 17.90km/h
- VMAX 41.30km/h
- Podjazdy 90m
- Sprzęt Pokrak
- Aktywność Jazda na rowerze
03.05.2012 - Skierniewice - Słupia - Skierniewice
Czwartek, 3 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 0
Korzystając z wolnego w święto państwowe ;) oraz z tego że mieliśmy w to święto parę spraw do załatwienia w Skierniewicach, postanowiliśmy wybrać się w odwiedziny do dziadków Ani, do miejscowości Słupia.Nie spieszyliśmy się, tylko napawaliśmy rozkwitającą przyrodą, więc średnia jest jaka jest;)
Niestety mam teraz ograniczony czas i nie zdążę wrzucić fotek tej przyrody... ale postaram się to za dni parę uzupełnić.
Aha, przekroczyłem pierwszy tysiąc w tym sezonie :) późno, ale lepiej późno niż...później ;)
Trasa:
- DST 42.70km
- Teren 7.00km
- Czas 03:10
- VAVG 13.48km/h
- VMAX 54.20km/h
- Sprzęt Czarny Stefan
- Aktywność Jazda na rowerze
29.04.2012 Roztocze dzień 3 - Podróże (z dziećmi) kształcą ;)
Niedziela, 29 kwietnia 2012 · dodano: 02.05.2012 | Komentarze 6
Dzień trzeci wyjazdu na roztocze był dla nas zarazem dniem ostatnim - po południu musieliśmy wracać do Warszawy, tak więc czas od rana do momentu wyjazdu chcieliśmy wykorzystać rowerowo, a przy tym spędzić czas wspólnie z naszymi znajomymi, z którymi podczas tego wyjazdu widzieliśmy się raptem jeden wieczór, no i ten dzień właśnie.Uczestnikami wycieczki byli:
Kasia i Tomek + Staś w foteliku
Franek + Ignaś w foteliku
Ja i Ania w fote... nie, zaraz, Ania jechała sama, tak jak poprzednio ;)
Trasę zaplanowaliśmy "na azymut", z założeniem że chcemy pokręcić się po lesie mało uczęszczanymi drogami, bez ciśnienia na dystans i prędkość. Udział dróg o klasie powiatowej i wyższej chcieliśmy w miarę możliwości zminimalizować.
Po dotarciu do cmentarza w Osuchach odbiliśmy na pieszy czarny szlak, idący teoretycznie prosto jak strzelił przez las. Oczywiście droga okazała się być leśnym duktem, miejscami mocno piaszczystym, tak że po krótkim czasie mieliśmy dość, i gdy trafiliśmy na asfalt przecinający las (relacja Józefów - Zamch) z ulgą ruszyliśmy nim na południowy wschód, docierając po jakimś czasie do leśnictwa Borowe Młyny. Po półgodzinnym popasie ruszyliśmy dalej, odbijając od głównej drogi w piaszczysty dukt, który po dwóch "upajających" kilometrach doprowadził nas do osady Borowiec. Tam mieliśmy już niezłej jakości szuter, który przeszedł później w asfalt - tym asfaltem, przez Olchowiec i Dorbozy dotarliśmy do drogi 849, którą ruszyliśmy do domu.
W rezultacie zrobiliśmy ponad 40 km, momentami przez upierdliwe piachy, w palącym słońcu (temperatura myślę że powyżej 30 stopni), no i z dziećmi - nie przypuszczałem że niektóre sprawy podczas wycieczki rowerowej z nimi zajmują tyle czasu:) no, człowiek sie uczy przez całe życie.
Średnia wyszła cienka, ale tak to czasem bywa;)Za to na jednym ze zjazdów dokręciłem prawie do 55 km/h, na osłodę:)
Z mojej strony specjalne ukłony w stronę Franka, który zrobił tę trasę z synem w foteliku na wypożyczonym rowerze z 3 biegową piastą, w której jeden z biegów nie działał. Szacun! :)
Parę fotek
Wreszcie asfalt...
Ania, Tomuś i Franek, w tle Kasia.
Popas w Borowych Młynach
Stefan też odpoczywa:)
Franek rusza w dalszą drogę
Tanew
Kasia napiera:)
Tomuś ze Stasiem
Wreszcie koniec piachu, już ten szuter lepszy...
I trasa:
- DST 11.60km
- Teren 4.00km
- Czas 00:47
- VAVG 14.81km/h
- VMAX 52.30km/h
- Podjazdy 30m
- Sprzęt Czarny Stefan
- Aktywność Jazda na rowerze
28.04.2012 Roztocze dzień 2 - z Tomusiem i Stasiem
Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 02.05.2012 | Komentarze 0
Pod koniec drugiego dnia na Roztoczu dojechali do nas znajomi 2 pary, łącznie z trójką dzieci:) Po rozpakowaniu gratów Tomuś zamontował do swojego górala (klasyczny Gary Fisher Marlin, z ramą cr-mo :) fotelik, wsadził w niego swojego synka Stasia i ruszyliśmy we trzech na małą wycieczkę, dla nich na "rozkręcenie", a dla mnie na "dokręcenie" :)Na początek pokręciliśmy się trochę po lesie, wpadając w całkiem niezłe bagienko (dosłownie), później dotarliśmy do szosy, którą wróciliśmy do domu. Średniej szałowej nie wykreciliśmy,a le było fajnie, i Stasiowi podobała sie jazda w foteliku po wertepach:) A na koniec zaliczyłem jeszcze zjazd z fajną prędkością maksymalną, na osłodę :)
- DST 86.60km
- Teren 2.00km
- Czas 04:48
- VAVG 18.04km/h
- VMAX 48.20km/h
- Podjazdy 270m
- Sprzęt Czarny Stefan
- Aktywność Jazda na rowerze
28.04.2012 Roztocze dzień 2 - do "Szumów na Tanwi" i z powrotem
Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 02.05.2012 | Komentarze 4
Na drugi dzień naszej rowerowej "działalności" na Roztoczu zaplanowaliśmy dłuższą trasę - celem był rezerwat "Nad Tanwią" (Szumy), czyli odcinek rzeki z serią kilkudziesięciu małych progów skalnych, według wielu źródeł bardzo piękne miejsce. Jak się okazało, źródła się nie myliły ;)Po dość wczesnej jak na dzień wolny pobudce (07:00) i zjedzeniu śniadania ruszyliśmy w drogę odcinkiem drogi który przejechaliśmy wczoraj, czyli do Józefowa. Niestety, podczas wyjazdów stacjonarnych tego typu sytuacje z reguły są nie do uniknięcia - zawsze jakiś odcinek trasy będzie się powtarzał. Plusem tej sytuacji okazało się jednak to, że w Józefowie znaleźliśmy starą synagogę (obecnie pełni funkcję Biblioteki) i fajną cukiernię/piekarnię na rynku - pokrzepieni dobra kawą i ciastkiem ruszyliśmy w dalszą drogę w dobrych nastrojach.
Widok na Józefów z okolic kamieniołomu (zaliczyliśmy mały objazd szukając kirkutu, niestety go nie znaleźliśmy, bo czas jednak trochę gonił)
Synagoga
Krótka historia miasta
Jadąc w stronę Suśca , tuż za miejscowością Hamernia natrafiliśmy na taki oto obrazek - jeśli się nie mylę, jest to pomnik plebana ;)
Kawałek dalej wije się rzeka Sopot:
Po kilkunastu kilometrach dotarliśmy do miejscowości Rebizanty, w której rozpoczyna się szlak prowadzący przez rezerwat. Po drodze napotykaliśmy coraz więcej rowerzystów - miło widzieć, że turystyczne kręcenie staje się coraz bardziej popularne:)
Przy moście na Tanwi, tuż przed wejściem na szlak dorwałem klasyka - oranżadę z krachlą, niestety tylko "na miejscu"... Tak że nie przywiozłem trofeum w postaci flaszki;)
Na ścieżkę prowadzącą wzdłuż rzeki weszliśmy prowadząc rowery, ale po chwili okazało się że jest na spokojnie przejezdna i dość szeroka, by mijać się z turystami pieszymi z zachowaniem dużego marginesu bezpieczeństwa. Oczywiście, mówię o bezpiecznej prędkości typu 10-15 km/h, ustępując pierwszeństwa - w końcu szlak formalnie jest "pieszy".
Rezerwat rzeczywiście jest piękny. Rzeka wije się w wąwozie porośniętym lasem, przekraczając wspomniane wcześniej skalne progi, i co jakiś czas rozlewając się szerzej, co w przynajmniej jednym miejscu pozwala na brodzenie w chłodnej i krystalicznie czystej wodzie, sięgającej raptem do kostek. Cisza zakłócana jedynie śpiewem ptaków, piękne otoczenie - słowem: sielanka :) Jeszcze jeden plus był taki, że turystów było tam relatywnie niewielu, tak że było rzeczywiście cicho i spokojnie, ale nie wiem czy przypadkiem w "wysokim sezonie" nie jest przypadkiem dokładnie odwrotnie...
Pierwszy próg skalny
Meander
Bywa i szerzej...
Rozlewisko w zakolu rzeki
Ulga;)
Kolejne prożki:
Na rzece zdarzają się kajakarze - tutaj ojciec z synem robią tzw. wyjście z progu :)
...a prożek był całkiem niemały - ze 30 cm ;)
Rzekę w kilku miejscach przegradzały powalone drzewa, tak że kajakarze musieli czekać aż inni przeciągną kajaki dalej. Jako fan kajakarstwa który nie ma za bardzo kiedy uprawiać tego sportu, przyznam się że strasznie im zazdrościłem :)
W końcu dróżka stała się nieprzejezdna dla rowerów, także prowadzonych - w tej sytuacji przejechaliśmy moskiem na druga stronę rzeki i wróciliśmy do szosy.
Jak się okazało, dalsza nasza droga prowadziła bezpośrednio przez chyba najwyższe w okolicy wzniesienie (pomiędzy Rebizantami a Hutą Różaniecką), a podjazd na nie zaczynał się od samego mostu na Tanwi. Ja z dużą satysfakcją podjechałem drania, a Ania po początkowym zejściu z roweru na widok "taaaaaakiego" podjazdu ;) wzięła się na ambit i też podjechała solidny kawałek, docierając na szczyt. Tam powitały nas:
Pomnik,
i widok na kawał świata...
Po fajnym zjeździe do Huty Różanieckiej doszedł nas zespół 3 sakwiarzy, jak się okazało jadących w Bieszczady. Z jednym z nich zgadałem się że jest jak ja forumowiczem podrozerowerowe.info - mały świat :) Po chwili wspólnej jazdy my musieliśmy się zatrzymać aby uzupełnić wodę w bidonach, a oni pomknęli dalej.
Dream Maker i ekipa - jeśli to czytacie to pozdrawiam i dajcie znać gdzie dojechaliście, do Przemyśla czy dalej ;)
Dalsza część trasy był to już typowy tranzyt do domu, przez jakiś czas przez lasy, a później pola, na których brak cienia dał się nam trochę we znaki. Podjazdy na trasie były dość łagodne ale długie, tak samo zresztą zjazdy - dłuuuugie proste pozwalające na bezpieczne rozwinięcie fajnej prędkości. Nawet z łażeniem po krzokach w rezerwacie średnia na tym dystansie wyszła całkiem całkiem, zwłaszcza biorąc pod uwagę że Ania w tym roku nie jeździła wiele.
Ogólnie biorąc, fajna trasa, z atrakcjami i po mało uczęszczanych drogach. Powrót momentami monotonny, ale bez przesady - było kilka fajnych zjazdów:)
Kategoria 50 - 100 km, Wycieczka
- DST 38.80km
- Teren 6.00km
- Czas 02:28
- VAVG 15.73km/h
- VMAX 46.40km/h
- Podjazdy 90m
- Sprzęt Czarny Stefan
- Aktywność Jazda na rowerze
27.04.2012 Roztocze dzień 1 - rozgrzewka
Piątek, 27 kwietnia 2012 · dodano: 02.05.2012 | Komentarze 15
W tym roku długi majowy weekend nastał dla nas (czyli dla mnie i Ani), trochę wcześniej niż dla większości społeczeństwa, za to skończył się znacznie wcześniej - z racji możliwości urlopowych mogliśmy sobie pozwolić jedynie na 3 dni wypoczynku, biorąc wolne w piątek 27go i wracając do pracy 30go kwietnia.Wiedzieliśmy o tym oczywiście znacznie wcześniej, więc zawczasu zaplanowaliśmy sobie wyjazd rowerowy na Roztocze, taki typu "mieszkamy w 1 punkcie i krążymy wokół niego" - nie jest to nasz ulubiony typ wyjazdu, ale jak to mawiają: "lepszy rydz...".
Wyjechaliśmy z domu rano, ok. 6:30 w piątek, po załadowaniu do blaszaka dwóch rowerów i bagaży. Jako że długi weekend jeszcze oficjalnie się nie zaczął, wyjechaliśmy z miasta bez najmniejszego problemu i jadąc sobie niespiesznie (oszczędzaliśmy paliwo;), robiąc w Lublinie zakupy itp. dotarliśmy na kwaterę około 12:00. Tam, po szybkim rozładunku gratów doprowadziłem rowery do stanu używalności i po krótkich konsultacjach z naszym gospodarzem (co by tu można zobaczyć) ruszyliśmy w trasę.
Naszym celem był Józefów, niewielkie miasteczko liczące 3000 mieszkańców - w jego okolicy można odwiedzić kilka turystycznych atrakcji, w tym potężny kamieniołom, i to on był naszym głównym celem.
Do Józefowa dojechaliśmy mało uczęszczanymi asfaltami - okazjonalne tiry na drodze nr 849 okazały się mniej upierdliwe niż jej jakość. Doraźnie łatany asfalt ma już najlepsze lata ewidentnie za sobą, a konieczność ciągłego patrzenia pod przednie koło trochę zmniejszyła nam i przyjemność z jazdy, i średnią. I pomyśleć że bezpośrednio po wyjeździe z kwatery trafiliśmy na drogę lokalną typu "unijna perfekcyjna" - płaską jak stół. Naiwnie myśleliśmy że droga wyższej klasy będzie co najmniej tej jakości :)
Po drodze natknęliśmy się na cmentarz partyzancki w Osuchach - leży na nim około 300 partyzantów Batalionów Chłopskich i Armii Krajowej, poległych w dniach 25-26 czerwca 1944 roku. Była to największa bitwa partyzancka stoczona na terenie Lubelszczyzny podczas II wojny światowej.
Po dotarciu do Józefowa pokręciliśmy się chwilę po mieście, szukając drogi do kamieniołomu i cykając kilka fotek:
Ratusz
Rynek, czyli moim skromnym zdaniem pieniądze wydane na bezdurno - prawie zero cienia i zieleni, na tej patelni nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie przebywał dłużej niż to konieczne...
Pomnik na rynku
XIX-wieczny kościół parafialny
W końcu dotarliśmy do kamieniołomu - zajmuje on wydrążone wzgórze kilkaset metrów na wschód od miasta. Widoczna na fotkach wieża widokowa była niestety zamknięta - trochę szkoda, widok z niej musi być rewelacyjny.
Po zrobieniu rundki po kamieniołomie ruszyliśmy w drogę powrotną, po drodze zahaczając o jeden z józefowskich zalewów - wygląda na całkiem miłą miejscówkę do plażowania, jeśli ktoś lubi takie zabawy... My stwierdziliśmy że cykamy fotkę i jedziemy dalej :)
Z Józefowa ruszyliśmy na zachód, nawijając kilka kilometrów asfaltem, z dobrym tempem. Na kwaterę zamierzaliśmy wrócić drogą przez las, przekraczając niedaleko kwatery rzekę Tanew, tak więc zgodnie ze wskazaniami GPSa po ok 10 kilometrach jazdy szosą odbiliśmy na polną szutrówkę. Z początku jechało się całkiem spoko, mimo wąskich opon:
Zaorane pola wokół nas wyglądały jak pustynia spalona słońcem, choć przecież upał zaczął się (z naszej perspektywy) dopiero poprzedniego dnia:
W momencie wjazdu do lasu droga zmieniła się w leśny dukt, na oko dość uczęszczany, ale cholerycznie piaszczysty - ten kilkukilometrowy odcinek pokonaliśmy na przemian jadąc i pchając rowery, grzęznące w grubej warstwie piachu. O dobrej średniej na tej wycieczce mogliśmy już zapomnieć :)
W końcu dotarliśmy do mostu na Tanwi. Tam chwilę odpoczęliśmy, bo miejsce było nad wyraz urokliwe, po czym (z pewną ulgą) wjechaliśmy na asfalt, który po około 2 kilometrach doprowadził nas do kwatery.
Tanew
Krzyż przydrożny obok mostu - podczas wyjazdu często widywaliśmy takie właśnie pięknie przybrane krzyże, widać że lokalni mieszkańcy o nie dbają. Miło widzieć, że nie mają własnego otoczenia totalnie w... nosie, tak jak np. na Mazowszu (vide śmieci na poboczach i w lasach - na Roztoczu niczego takiego nie widzieliśmy, przynajmniej nie w skali takiej jak spotyka się w centralnej Polsce).
- DST 42.20km
- Teren 8.00km
- Czas 02:17
- VAVG 18.48km/h
- VMAX 42.70km/h
- Sprzęt Pokrak
- Aktywność Jazda na rowerze
24.04.2012 Pokrak nad Bałtykiem - dzień 2
Wtorek, 24 kwietnia 2012 · dodano: 26.04.2012 | Komentarze 2
Drugi dzień w Trójmieście - tym razem wybrałem się do Gdyni. Miałem dużo czasu (pierwsze spotkanie służbowe miałem rano, a drugie dopiero o 18:00), więc zaplanowałem trochę dłuższy wypad niż dnia poprzedniego - wymyśliłem sobie że dotrę do Babich Dołów, w okolice lotniska Gdynia - Oksywie. Plan udało się zrealizować w 100%.Wycieczkę rozpocząłem od ścieżki rowerowej wzdłuż Al. Zwycięstwa. Po paru kilometrach odbiłem w stronę morza, żeby "strzelić" parę fotek na plaży:
Potem stwierdziłem, że przetestuję Pokraka w terenie, i zamiast ruszyć dalej ulicą, ruszyłem pod górę wzdłuż rzeczki Kacza, po chwili odbijając w prawo do lasu. Nie powiem, rzeźba terenu zaskoczyła mnie - konkretne podjazdy, wąwozy... i to tuż nad samym morzem! Znowu nasuwa się porównanie ze Szwecją, brakuje tylko wystających co i rusz skał...
Po tym teście "off road" (nie jest źle jak na składaka, jedyne co mogę powiedzieć negatywnego to to, że podczas podjazdów Pokrak ma tendencję do "stawania dęba" - trzeba odpowiednio dociążać przednie koło) wróciłem na asfalt i ruszyłem w drogę.
Jechało się całkiem nieźle, prawie cały czas po ulicy, na ścieżkę rowerową trafiłem dopiero przy ul. Janka Wiśniewskiego. W pewnym momencie GPS chciał poprowadzić mnie estakadą nad terminalem promowym, ale w porę się opamiętałem i ruszyłem dołem, trafiając na jeszcze nie skończoną ale przejezdną asfaltową ścieżkę. Po przedostaniu się na drugą stronę torów ruszyłem w prawo, i zaczęły się konkretne podjazdy! Znowu nasuwa się skojarzenie ze Sztokholmem, tylko w wersji postkomunistycznej, i bez skał :)
Po tym teście wytrzymałościowym (po raz pierwszy użyłem pierwszego biegu...) dotarłem do ul. Zielonej. Szeroka i wygodna ścieżka rowerowa doprowadziła mnie do Babich Dołów - ciekawe miejsce, bloczki z lat 60tych stojące wśród sosen praktycznie bezpośrednio na wysokim klifie. Widoki z klifu są takie:
Wzdłuż krawędzi klifu szła ścieżka - przejechałem nią nawet parę kilometrów, ale w pewnym momencie musiałem zawrócić i dojechać znowu do ul. Zielonej - przy składzie amunicji SZRP teren staje się całkowicie nieprzejezdny, przynajmniej dla składaka...
Dalej z powrotem ścieżką przy Zielonej, fajny zjazd Bosmańską, i do domu. Przy terminalu promowym obfociłem jeszcze parkę Mi-24 kręcących się nad miastem, niestety nie miałem odpowiedniego aparatu, ale coś tam widać ;)
Odległość wyszła niezła, ponad 42 kilometry. Gdynia zrobiła na mnie pozytywne wrażenie mimo średniej ilości rowerowej infrastruktury, a rzeźba terenu mocno (i pozytywnie) zaskoczyła. Fajne miasto, fajne miejsce. Wrócę tu jeszcze z rowerem, i to na bank ;)
- DST 28.30km
- Czas 01:24
- VAVG 20.21km/h
- VMAX 30.02km/h
- Sprzęt Pokrak
- Aktywność Jazda na rowerze
23.04.2012 - Pokrak nad Bałtykiem - dzień 1
Poniedziałek, 23 kwietnia 2012 · dodano: 26.04.2012 | Komentarze 0
Przyszedł kolejny, tydzień, przyszła i kolejna podróż służbowa - tym razem zagnało mnie do Trójmiasta. Około 16:00 dotarłem do hotelu, położonego praktycznie na granicy Sopotu i Gdyni - zameldowałem się, przebrałem, wyjąłem Pokraka z samochodu i ruszyłem naprędce wykombinowaną trasą - stwierdziłem że przetestuję nadmorską ścieżkę rowerową, i może pokręcę się trochę po Gdańsku, w zależności od chęci i pogody (tego dnia trochę padało po drodze, więc choć w Trójmieście pogoda była super, to byłem nieufny - i słusznie, jak się później okazało).Jak się okazało, nadmorska ścieżka to jak na moje standardy po prostu bajka - na przeważającej długości asfaltowa bądź z niefazowanej kostki, nieźle oddzielona od ruchu pieszego, dość równa i szeroka... Są co prawda odcinki trochę gorsze (okolice molo w Sopocie - fazowana drobna kostka i ludzie pałętający się po ścieżce), ale i tak opadła mi szczęka... poczułem się trochę jak za dawnych czasów na studiach w Sztokholmie, choć do tego poziomu infrastruktury rowerowej Trójmiasto jeszcze nie ma lotów - widać jednak tendencję w kierunku stosowania dobrych rozwiązań:)
parę fotek:
Pogoda na początku wypadu była świetna - słońce, trochę chmurek, chłodny wiaterek od morza. W pewnym momencie jednak zauważyłem nadciągającą od zachodu czarną chmurę, a wiatr zmienił kierunek i widocznie się wzmógł. Mając na uwadze brak błotników na wyposażeniu Pokraka, zacząłem rozglądać się za jakimś ciekawym miejscem do przeczekania ulewy - traf chciał,że akurat dojechałem do Nabrzeża Zbożowego, przystani promowej naprzeciwko Twierdzy Wisłoujście.
Tam zauważyłem kusząco wyglądającą wiatę:
Wprowadziłem do niej rower, i rozsiadłem się na ławeczce, dosłownie w momencie kiedy rozpoczęła się ulewa. Zadowolony że udało mi się znaleźć takie fajne miejsce, czytałem sobie w Wikipedii o widocznej po przeciwnej stronie kanału Twierdzy Twierdza Wisłoujście - Wikipedia, kiedy... zaczęło być mi dziwnie mokro w tyłek.
Jak się okazuje, wiata (mająca być jednym z elementów systemu tramwaju wodnego w Gdańsku) w której się schroniłem jest ładna i nowa, ale jej projektant w pędzie za estetyką zapomniał o funkcjonalności. Po pierwsze, zadaszona jest tylko środkowa część wiaty - boczne "daszki" z aluminiowych profili mogą chronić ewentualnie jedynie przed słońcem, a i to nie zawsze:
Po środku dach jest szczelny, nie można tego jednak powiedzieć o tylnej ścianie wiaty - z racji na kwadratowe otwory wycięte w blasze w środku jest owszem, więcej światła, ale jako że po ścianie spływa woda z dachu to ławka w ciągu chwili robi się całkowicie mokra, a wraz z nią tzw. DE nieuświadomionego użytkownika:
Dodatkowo - w wiacie hula wiatr, gdyż nie ma żadnej bariery od strony morza (a z rozmowy z moimi współwiatowiczami wiem, ze stamtąd najczęściej wieje) - prostym rozwiązaniem byłaby ściana ze szkła, którego we wiacie jest dość, ale nie tam gdzie trzeba. Poza tym skrzynka z bezpiecznikami oraz cześć lamp diodowych oświetlających wiatę jest bezpośrednio narażona na opady deszczu - przesunięcie ich o pół metra (pod dach) załatwiłoby sprawę.
Rozumiem że tak skrzynka, jak i lampy są wodoodporne, ale hmm... skoro można je dodatkowo zabezpieczyć to czemu nie?
Ostatnią kwestią jest monitoring - z moich oględzin wynika, że objęte jest nim wszystko, oprócz wnętrza wiaty... Na mój rozum nie ma w tym za grosz sensu.
Słowem - fuszerka. Ładna i stylowa, ale fuszerka. Za całkiem chyba niezłe pieniądze, bo materiały użyte do wybudowania wiaty wydają się być dobrej jakości. Nie rozumiem, czemu nie można byłoby zaprojektować wiaty która jest i reprezentacyjna, i funkcjonalna...
Nie wiem, czy wiata jest już odebrana przez nadzór inwestorski - jeśli nie, to może jeszcze jest szansa coś w niej zmienić - w tej chwili jest niestety typowym "triumfem formy nad treścią", a w przypadku takiego obiektu to raczej nie powinno mieć miejsca...
Ok, dość trucia :) - na koniec jeszcze kilka fotek:
I trasa:)
- DST 38.40km
- Teren 5.00km
- Czas 01:44
- VAVG 22.15km/h
- VMAX 37.70km/h
- Sprzęt Czarny Stefan
- Aktywność Jazda na rowerze
21.04.2012 - Nad Wisłą i Kanałem Żerańskim
Sobota, 21 kwietnia 2012 · dodano: 26.04.2012 | Komentarze 0
Korzystając z wolnego czasu który udało mi się wygospodarowac przed południem w ostatnią sobotę, postanowiłem przetestować "szutrową" ścieżkę rowerową po praskiej stronie Wisły - kilku znajomych mi ją polecało, ale jakoś do tej pory nie udało mi się tam zawitać. Trochę miałem dylemat czy podłoże nie będzie z lekka podmokłe, bo poprzedniego dnia trochę padało - błoto na oponach typu "slick" potrafi dać się we znaki. Jak się okazało, moje obawy były całkowicie bezpodstawne - ścieżką jechało się świetnie, szybko i w fajnym otoczeniu, roślinność porastająca praski brzeg Wisły to "państwo w państwie", nie wiem czy gdziekolwiek indziej można znaleźć dziki brzeg rzeki w środku wielkiego miasta :)Po dotarciu do końca ścieżki (most Grota) zdecydowałem, że ruszę dalej, do Kanału Żerańskiego ul. Płochocińską, dalej przez most na kanale do ul. Białołęckiej i z powrotem brzegiem kanału. Po przecięciu Marywilskiej wjechałem na drogę techniczną prowadzącą przez tereny PKP - patrząc od tej strony droga ta rozpoczyna się dwoma (? - nie paniętam, dowma czy trzema...) tunelami, które po deszczu wyglądają tak:
Woda na szczęście nie jest głęboka, da się przejechać bez moczenia butów. Oczywiście wolno i ostrożnie, bo ciemno tam jak pieron - kompletnie nie widać co jest pod wodą.
Potem widoczki były nastepujące:
Ruch był praktycznie zerowy, więc jechało się dość przyjemnie, choć niestety pod wiatr - lemondka się przydała:)Warto wspomnieć - jeśli ktoś będzie wybierał się na wycieckę nad zegrze, to ta trasa jest godna polecenia, pod warunkiem że uważa się na kratki ściekowe, a właściwie ich brak... pewnie złomiarze się nimi zajęli :/ wpadniecie coś takiego oznaczałoby na pewno uszkodzenie co najmniej koła, i lot przez kierownicę.
Powrót znowu ścieżką nad Wisłą (wcześniej fatalny kawałek badziewnego "asfaltu" przy ZOO), Wałem Miedzeszyńskim i przez Gocław. Tamże byłem świadkiem bezinteresownego draństwa - jadę ci ja sobie spokojnie ścieżką, i widzę że przede mną jakieś 100m idzie (w tę samą stronę) jakiś gość. Zaczynam więc dzwonić... po dłuższej chwili prawie dojechałem do gościa, cały czas dzwoniąc - zero reakcji. Z przeciwka chodnikiem szedł jakiś chłopak - widząc mnie, mówi do faceta "przepraszam, idzie Pan ścieżką rowerową". Ten się odwrócił, zobaczył mnie jak daję "po heblach" za jego plecami, odskoczył na chodnik. Ja przejechałem, mówiąc "dzięki" chłopakowi. Odjeżdżając usłyszałem jak gość którego zgoniliśmy ze ścieżki mówi do niego "A ty, ty to się pie*dol!"... Do tej pory żałuję że jednak nie zatrzymałem się, i nie powiedziałem gościowi np. "a ty się nie pie*dol, życzę onanizmu do końca życia, mały fi*tku". Byłem, cholera, rozpędzony, a cięta riposta przyszła mi do głowy po 300m.
Następnym razem się zatrzymam, takie mam mocne postanowienie. Ech.
Trasa:
- DST 24.20km
- Czas 01:19
- VAVG 18.38km/h
- VMAX 34.40km/h
- Sprzęt Pokrak
- Aktywność Jazda na rowerze
16.04.2012 - Pokrak w Krakowie
Poniedziałek, 16 kwietnia 2012 · dodano: 17.04.2012 | Komentarze 1
Kolejna podróż służbowa do Miasta Królów Polskich - dotarłem do hotelu - chwilka na przebranie i zaplanowanie trasy na GPSie, rzut oka za okno, dopakowanie peleryny przeciwdeszczowej ;) i śmigam. Tym razem wybrałem się około 17:00, więc wreszcie zobaczyłem trochę Krakowa. Ładnie tu :)Pokrak po deszczu - brak błotników w tej sytuacji nie okazał się zaletą ;)
Widoczki z wałów:
Wawel:)
W drugie mańkie
Po przejechaniu ścieżką kilku kilometrów na wschód klimat mocno się zmienił, na przyrodniczo - industrialny:
Chętnie pojechałbym dalej ścieżką nad Wisłą, ale czas mi się kończył - chciałem przed zmrokiem dotrzeć do hotelu, bo stwierdzam kategorycznie że "oswajać" rowerowo nieznane miasto jest znacznie łatwiej (i przyjemniej) za dnia. Śmignąłem więc przez centrum Krakowa...
... do hotelu, gdzie położyłem Pokraka spać ;)
Wycieczka zdecydowanie się udała, brakowało mi tylko... błotników ;) odzwyczaiłem się od mokrego tyłka, a i średnią przez to wykręciłem... no średnią właśnie. Po kilku kałużach po mokrym zachowawczo nie przekraczałem 16-17 km/h, bo okazało się że wysokoobrotowe kółka Pokraka powyżej tej prędkości zamieniają się w efektywny (i efektowny) prysznic :)
Trasa: